Śmieciowa umowa – śmieciowy zasiłek
- Dział: Społeczeństwo

Życie w czasach koronawirusa obnażyło, jak bardzo polscy pracownicy i pracownice są podzieleni na tych I i II kategorii, mimo że często wykonują taką samą pracę. Jedni pracują na podstawie umowy o pracę, inni na podstawie umów cywilno-prawnych, nie bez powodu nazwanych „śmieciówkami”.
12 marca nie odwiozłam dziecka do żłobka. Odpowiadając na apel decydentów zostałyśmy w domu. Tak jest do dzisiaj. Mimo, że charakter mojej pracy sprawia, że część obowiązków mogłabym wykonywać zdalnie, nie jest to fizycznie możliwe. Każdy i każda, kto zajmował się kiedyś 2-latkiem przyzna mi rację. Od blisko trzech tygodni przez 24 godziny zajmuję się pociechą – wykonuję pracę opiekuńczą w domu, nie generuję żadnych dochodów z pracy najemnej, a precyzując z pracy wykonywanej na podstawie umowy zlecenie.
Ucieszyło mnie, kiedy premier Morawiecki ogłosił, że rodzicom, którzy zajmują się w czasach zarazy dzieckiem, które wcześniej uczęszczało do żłobka, klubu dziecięcego, przedszkola lub szkoły, przysługuje tzw. dodatkowy zasiłek opiekuńczy. Ma on podratować domowe budżety w sytuacji, kiedy rodzic lub prawny opiekun dziecka nie jest w stanie świadczyć pracy.
Czy jednak wszystkie osoby w takiej sytuacji doznają aktu łaski? Nie, wsparciem zostaną objęci wyłącznie ci zatrudnieni, którzy odprowadzają składki na ubezpieczenie chorobowe. Wyjaśnię co to znaczy w praktyce. Osoby na umowę o pracę mają z automatu odprowadzane obowiązkowe składki na ubezpieczenie chorobowe. W przypadku umów zlecenie zasiłek opiekuńczy przysługuje tylko tym, którzy wcześniej odprowadzali składki w ramach dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego (zaznaczając to w oświadczeniu na cele podatkowe i składkowe, składanym do zleceniodawcy).
Tutaj także odczułam satysfakcję. Dzięki edukacji związkowej wiedziałam, że dobrze zgłosić się do dobrowolnego ubezpieczenia chorobowego (to tylko 2,45 proc. kwoty brutto na umowie). Myślę, że większość osób na zleceniach tego nie robi, bo wiedza o prawach pracowniczych w Polsce jest bardzo niska (choć nie udało mi się dotrzeć do „twardych” danych na ten temat).
Potem robiło mi się jednak coraz smutniej. Dodatkowy zasiłek opiekuńczy wynosi 80% tzw. podstawy wymiaru zasiłku. W przypadku osób pracujących na umowę zlecenie będzie to przeciętny miesięczny przychód za okres 12 miesięcy kalendarzowych poprzedzających miesiąc, w którym wystąpiła konieczność sprawowania opieki nad dzieckiem. Dotyczy to jednak wyłącznie przychodu u jednego zleceniodawcy, a dokładnie u tego, u którego odprowadzaliśmy składkę na dobrowolne ubezpieczenie chorobowe. Bo składkę tę można odprowadzać tylko u jednego zleceniodawcy.
Istnieje ogromna rzesza osób, które pracują u kilku zleceniodawców jednocześnie. To standardowa sytuacja chociażby u wielu moich znajomych, którzy tak jak ja pracują w tzw. III sektorze, czyli w różnych fundacjach i stowarzyszeniach. Ja w przeciągu jednego miesiąca pracuję średnio dla 2-4 organizacji. Praca dla fundacji, która odprowadza moją dobrowolną składkę na ubezpieczenie chorobowe stanowi średnio 1/3 całości mojego wynagrodzenia.
Pogrążam się w ćwiczeniach arytmetycznych – zarabiam około 5 tysięcy miesięcznie ze wszystkich umów zlecenie. Jednak ze zlecenia w organizacji, która opłaca składkę na ubezpieczenie chorobowe ta kwota wynosi średnio 2 tysiące. Mój zasiłek opiekuńczy będzie wynosił 80% tej kwoty. Za miesięczny okres, w którym nie mogłam pracować otrzymam mniej więcej 1600 złotych. To poniżej ustawowej płacy minimalnej.
Dokładnie z tą samą sytuacją skonfrontowałam się, ubiegając się o zasiłek macierzyński. Więcej o tym możecie przeczytać w artykule "Ciąża w czasach prekariatu" [LINK]. Mój „sprawiedliwy” zasiłek zarówno macierzyński jak i zasiłek opiekuńczy powinien być dwu- lub trzykrotnie większy.
A przecież rozwiązanie wcale nie wydaje się skomplikowane – dlaczego nie można dobrowolnie oskładkować się od wszystkich zleceń? Warunkiem byłaby jednak rzetelna edukacja, tak, aby każdy wiedział/a, co daje mu/jej składka chorobowa (np. prawo do zasiłku chorobowego, opiekuńczego, macierzyńskiego). To oczywiście jednak półśrodki – w rzeczywistości większość umów zlecenie powinna być po prostu umowami o pracę.
Magdalena Chustecka